Hala koszykówki czy Sala Królestwa?

Od świadka Jehowy do koszykarza NBA

Czasopismo „Sports Illustrated” z 14 listopada 2011 roku, w artykule pt. Dewayne Dedmon’s Leap of Faith (Vol. 115, Issue 19, s. 98-110) opublikowało historię młodego i zdolnego koszykarza Dewayne Dedmonda, któremu na przeszkodzie w rozwoju sportowej kariery stanęła matka należąca do Świadków Jehowy. Gail zdana tylko na siebie, utrzymując się z pensji recepcjonistki w gabinecie lekarskim, poszukiwała oparcia dla siebie i trojga małych dzieci. W 1995 roku dołączyła do Prawdy. Dewayne wraz z matką i starszymi siostrami, Mariną i Sabriną, wspólnie udawali się do Sali Królestwa na studium książki, zajęcia z teokratycznej szkoły służby kaznodziejskiej, a w niedzielę na studium Strażnicy. W sobotę cała rodzina wykonywała swój najważniejszy obowiązek – głoszenie od domu do domu. Gail wiedziała, że jej rodzina jest po stronie Boga wraz z resztą Świadków Jehowy. Wiedziała też, że żyją w czasach końca złego świata i zbliżającej się Apokalipsy.

Choć zajmowanie się sportem nie jest Świadkom Jehowy wyraźnie zabronione, zniechęca się dzieci do wszystkiego, co mogłoby je odciągnąć od spraw ich religii i Jehowy. Kładzie się nacisk na kształtowanie priorytetów, w których popołudnia przeznaczone są na religijne zebrania, a weekendy spędza się na głoszeniu, a nie na próżnych grach. Gail, sama kiedyś będąc aktywna sportowo, wiedziała, że sport nie był teraz najodpowiedniejszym zajęciem dla jej dzieci. Tak więc w kraju, w którym rodzice swoim synom do kołysek wsadzali piłki do koszykówki, a ojcowie takich gwiazd jak Earl Woods czy Marv Marinovich od dziecka przysposabiali swoje pociechy do przyszłej kariery gwiazd sportowych, Gail Lewis zabraniała synowi uprawiać sport.

Gdy Dewayne skończył 18 lat oświadczył matce, że chce profesjonalnie zając się trenowaniem koszykówki. Czuł, że jest wolnym człowiekiem i ma prawo decydować o tym, co chce robić w życiu. Matka kategorycznie sprzeciwiła się planom syna, pouczając go, że nie da się dwóm panom służyć. Dewayene był jednak nieustępliwy. Gail uznała, że jej synowi brak odpowiedniego męskiego chrześcijańskiego wzorca i wezwała starszych ze zboru, którzy mieli porozmawiać z jej synem. Dwóch mężczyzn przyszło do nich do domu. Usiedli w małej kuchni przy stole na przeciwko Dewayene. Gail podała przekąski, a oni zaczęli mu tłumaczyć, że koszykówka może odciągnąć go od Prawdy i mu zaszkodzić. Dewayene siedział i w milczeniu słuchał duchowych porad braci starszych. Przez głowę przelatywało mu wiele myśli. W grę mogła wchodzić dosyć duża stawka. Sprzeciwienie się matce i starszym zboru mogło pociągnąć za sobą nieprzyjemne reperkusje. Wśród Świadków Jehowy nawet drobne wykroczenia przeciwko zasadom mogą doprowadzić do postawienia przed komitetem sądowniczym i nałożenia na niesubordynowanego członka tej religijnej społeczności kar. Dewayene wiedział, że może to skutkować odwróceniem się od niego przyjaciół i znajomych ze zboru, a nawet spowodować unikanie go przez własna rodzinę. Wciąż wierzył w Prawdę i realizacje boskich zamierzeń jakie miały się ziścić w bitwie Armagedonu. Zdawał sobie sprawę, że być może będzie musiał poświęcić dla koszykówki cały swój dotychczasowy świat, zgodę w rodzinie i być może wieczne życie w przyszłym Raju. Wiedział tez, że to jego ostatnia szansa na rozpoczęcie profesjonalnej kariery sportowej. Bał się odejść od swojej religii by się nie stać takim, jak jego rówieśnicy z Lancaster, którzy używają narkotyków i prowadza hulaszczy styl życia. Bał się.

Matka była zdruzgotana decyzją syna. Miała jednak nadzieje, że to chwilowy kaprys, który minie. To był jednak początek zgryzot Gail Lewis z jej synem. Gdy skończył się sezon sportowy Dewayene oświadczył, że zamierza rozpocząć studia.

Wyprowadzka z domu zmieniła cały jego świat. Pożyczonym samochodem przewiózł materac, stary telewizor, szafę i ubrania do studenckiego kampusu. Jego kariera zaczynała rozkwitać.

Gail Lewis nigdy nie poszła zobaczyć meczu z udziałem syna. Zamiast tego siedemdziesiąt godzin miesięcznie poświęcała na głoszenie Dobrej Nowiny o Królestwie Bożym. Bolało ją to bardzo, że nie utrzymuje kontaktów z synem. Dewayene także cierpiał z tego powodu, a także dlatego, że matka nawet nie chciała poznać jego kolegów z drużyny. Gail była twarda. Gdy Dewayene dzwonił stanowczo rzucała: „Nie dzwon do mnie więcej!”. W czasie którejś z rozmów posprzeczali się i Dewayene rozłączył się. Oddzwoniła do niego wieczorem, gdyż Biblia mówi „Nie pozwól słońcu zajść w gniewie…”. Wtedy powiedziała mu, że go kocha i że on dalej jest jej synem, ale musza dojść do porozumienia.

Jest ciepły lipcowy wieczór 2011 roku w Los Angeles Trade Technical Colage w Los Angeles. Sala jest wypełniona po brzegi. Trwa mecz. Gail nie ma na widowni. Tak wiele się wydarzyło przez ostatnie półtora roku. Dewayene podpisał kontrakt z USC, obchodził ze znajomymi pierwsze Boże Narodzenie. Pod koniec 2009 roku miał masakryczną kontuzję. W ten lipcowy wieczór Dewayene wydaje się być radosnym chłopakiem chwalącym się w serwisie Facebook swoimi osiągnięciami. Pozostaje jednak rozdarty między dwa światy. Mówi, że dalej podziela większość doktryn Świadków Jehowy, nadal nie przyjąłby transfuzji krwi – bo tak został wychowany. „Nie wiem gdzie będzie moje miejsce w życiu. Nie wiem co będę robił. To jest szaleństwo”. Postawił wszystko na jedna kartę, zawalczył o siebie i odniósł sukces.

W mieszkaniu Gail Lewis siedzi w tej samej kuchni przy stole. Na ścianie wisi rodzinny obraz - Dewayene ma na nim pięć lat i okrągłe policzki. w domu jest dużo książek i czasopism biblijnych. Gail mówi, że próbuje zaakceptować życie syna. Jesienią zaprosił ja na zwiedzanie kampusu. Nie chciała się zgodzić, ale uległa po liczny prośbach jego trenerów. „Nigdy nie widziałam tak wielu szkolnych budynków w jednym miejscu” – powie. „To musiało kosztować majątek, a wszystko dla tej edukacji” – dziwi się Gail. Martwi ją tez, że w pobliżu nie ma Sali Królestwa. Krępuje ją, że coraz częściej reporterzy chcą z nią rozmawiać.

Jej relacje z synem są teraz lepsze. Czasami rozmawiają przez telefon. Wtedy Gail przypomina synowi o chrześcijańskim wychowaniu. „Mamo, wciąż myślę o tym” – zapewnia Dewayene. „Czasem trzeba działać, a nie myśleć” – ripostuje Gail.

Dewayene mówi, że jak zdecyduje się przejść do NBA będzie dalej wierny zasadom – tak jak A.C. Green, który pozostał prawiczkiem aż do ślubu w kwietniu 2002 roku.

Gail znowu zasiada w małej kuchni przy stole, rozkłada książki i broszury. Musi się przygotować by jutro wyruszyć w teren i rozmawiać z zagubionymi duszami.

Fotografia z profilu koszykarza na Facebooku.



opr. Darek Kadulski
na podstawie artykułu Chrisa Ballarda, pt. Dewayne Dedmon’s Leap of Faith

Poniżej film z meczu, w którym grał Dawayene:


1 osób skomentowało:

Tomek pisze...

:)

Prześlij komentarz

top