Astrologia - nauka czy pseudonauka?

„Astrologia jest zdumiewająca przez to, że zajmuje się nią mnóstwo ludzi na całym świecie, przejawia się w najrozmaitszych postaciach, budzi wiele kontrowersji, a nawet zaangażowane są w nią spore pieniądze, a przy tym astrologia, jeśli pominąć wiarę oraz przekaz tradycji, opiera się na zdumiewająco nielicznych dowodach” [1]. Takimi słowami rozpoczął Wojciech Jóźwiak – polski astrolog – swój referat wygłoszony w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. „Ale historia myśli wykazuje, że wielu ludzi bezgranicznie wierzyło w rzeczy absurdalne. Gdyby siła wiary była probierzem wiedzy, to niektóre opowieści o demonach, aniołach, diabłach, o niebie i piekle musielibyśmy uznać za wiedzę. […] Poznawcza wartość teorii nie ma nic wspólnego z jej psychologicznym wpływem na ludzkie umysły. Wiara, zaangażowanie, rozumienie są stanami ludzkiej psychiki. Ale obiektywna, naukowa wartość teorii nie zależy od ludzkiego umysłu, który ją tworzy lub rozumie. Jej naukowa wartość zależy tylko od obiektywnego poparcia, jakie te przypuszczenia znajdują w faktach” [2].
Przed udzieleniem sobie odpowiedzi na pytanie o to jakie relacje zachodzą miedzy astrologią a nauką; czy astrologia może być postrzegana jako dziedzina nauki trzeba odpowiedzieć sobie na kilka innych pytań. Przede wszystkim należałoby zadać sobie pytanie o to, co rozumiemy pod pojęciem astrologii. Jak się bowiem okazuje nie jest to wcale takie oczywiste. Kolejne pytanie powinno zmierzać do sprecyzowania czym jest nauka – co decyduje o tym, że jakieś twierdzenie nazwiemy naukowym lub nie. Wreszcie można dopiero zastanowić się nad tym jak w tym wszystkim umiejscowić astrologię. Udzielenie odpowiedzi na to pytanie nie jest zatem aż takie proste. Zresztą zauważa to Jacek Cachro, który w książce Adam Groblera stwierdza, iż „to, że astrologia jest pseudonauką, nie budzi większych wątpliwości, przynajmniej wśród filozofów. Jednak wyjaśnienie, dlaczego tak jest, nie jest bynajmniej oczywiste” [3]. Na czym zatem polegają te wątpliwości? Z czego wynika ewentualna negacja astrologii jako nauki? Jak starają się odpierać zarzuty astrologowie? Czy jest właściwie o co się spierać?
Jak zatem powinniśmy rozumieć astrologię? W jej popularnym wydaniu, które znamy z gazet dla mniej wymagających, jawi się ona albo jako zestaw zabobonów, które mają nas utwierdzić w przekonaniu, że gdzieś na niebie przywieszone są sznurki, za pomocą których jesteśmy sterowani, albo też jako tajemna wiedza, której znajomość potrafi pomóc nam rozeznać, że jakaś bliżej nieokreślona siła z Kosmosu spowoduje, iż w tym tygodniu będzie nam łatwiej wygrać w loterii, lub zakosztować nowego romansu.


Oczywiście astrologowie odżegnują się od tego typu przesądów więc i w swoich rozważaniach nie takie wydanie „astrologii” mam na myśli. Niewątpliwie od tysiącleci podstawowym zajęciem astrologów jest prognozowanie przyszłości na podstawie układu ciał niebieskich. Jednak i tutaj istnieją rozbieżności. Rozwijająca się ostatnio astrologia humanistyczna stawia sobie dużo ambitniejsze cele. Rafał Prinke i Leszek Werez stwierdzają, że „astrologia jest przede wszystkim studium czasu odmierzanego ludzkim doświadczeniem, powstawaniem, rozwojem, i dezintegracją społeczeństw, kultur, instytucji, tak samo jak pojedynczych osobników” [4]. Cokolwiek w tym nieco eufemistycznym stwierdzeniu chcieli przekazać autorzy niewątpliwe jest, że współczesna astrologia wykorzystuje jako bazę wiedzę nie tylko z astronomii, ale także psychologii, medycyny, biologii, genetyki, kulturoznawstwa i wielu innych dziedzin nauki. Czytając tę bardziej poważną literaturę astrologiczną zauważa się, że astrologowie szukają odpowiedzi na pytania dotyczące prawidłowości rządzących ludzkim życiem i chcą uchwycić w sposób interdyscyplinarny zagadnienia związane w ogóle z kondycja człowieka – zarówno fizyczna jak i psychiczna czy duchową. Astrologia humanistyczna nie boi się już tak bardzo krytyki – w przeciwieństwie do nurtu konserwatywnego. Obserwować można tendencje wręcz przeciwne – do modyfikowania dotychczasowych dogmatów tradycji astrologicznej. Przykładem może być nurt odchodzący od tradycyjnego podziału kosmogramu na domy astrologiczne, na rzecz jego podziału opartego o osie ascendent-descendent i medium coeli-immum coeli, który to podział ma genezę w badaniach statystycznych i astrologicznych przeprowadzanych przez Michaela Gauquelina.
Odrzucając więc obiegowe opinie o astrologii pozostaje nam zastanowić się nad tym jej nurtem, który stara się przede wszystkim odszukać sens w prawach rządzących Kosmosem i powiązania między tymi prawami a życiem ludzi i społeczeństw. Tego samego sensu czy też lepiej – Logosu – od wieków poszukuje ludzkość także na gruncie filozofii.
Wbrew pozorom nieco trudniej jest odpowiedzieć na pytanie o to czym jest nauka i co jednoznacznie decyduje o tym, że jakaś teza jest naukowa lub nie. W samej nauce istnieją różne nurty i postulaty. W roku 1986 biolog i laureat nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii - Peter Medawar następująco skomentował ten problem: „Zapytajcie naukowca, na czym, jego zdaniem, polega metoda naukowa, a przekonacie się, że na jego twarzy odmaluje się uroczysta powaga i zakłopotanie: powaga, ponieważ nasz naukowiec czuje, że powinien w tej sprawie wyrazić opinię; zakłopotanie, ponieważ zastanawia się jak ukryć fakt, że takiej opinii nie ma” [5]. Węgierski filozof i matematyk – Imre Lakatos stawia pytanie: „Co […] odróżnia wiedzę od przesądów, ideologii czy pseudonauki? Kościół katolicki ekskomunikował zwolenników Kopernika, a Partia Komunistyczna prześladowała zwolenników Mendla, twierdząc, że ich doktryny były pseudonaukowe. Odróżnienie nauki od pseudonauki nie jest tylko problemem filozofii gabinetowej: ma ono wielkie znaczenie społeczne i polityczne” [6].
Pozornie wydawałoby się, że dochodzenie do stwierdzeń naukowy powinno przebiegać drogą indukcji od obserwacji, przez wyprowadzenie i sformułowanie hipotezy aż po dalsze obserwacje i dodatkowe doświadczenia. Metoda ta jednak została mocno skrytykowana przez Karla Poppera, który zarzucił jej nonsensowność. Tłumaczył swoim studentom tak: „Proszę wziąć papier i ołówek; starannie obserwować i zapisać to, co zaobserwujecie". Studenci zapytali oczywiście, co właściwie mieli obserwować. Najwyraźniej instrukcja "obserwujcie" była absurdalna. Według Poppera, pierwszym krokiem w postępowaniu badawczym jest sformułowanie porządkującej hipotezy. Bez hipotezy naukowcy nie potrafiliby odróżnić danych istotnych od nieistotnych. Także w drodze eksperymentu nie uda się udowodnić niczego na sto procent. Eksperyment zawsze udowodni tylko, że w takich, a nie innych warunkach, na takiej, a nie innej próbie zachodzi określona prawidłowość. Jest to tak zwany warunek ceteris paribus. By uzyskać bezwzględne prawo trzeba przebadać wszystkich lub wszystko, co jest przedmiotem analizy. To zadanie jest oczywiście niewykonalne. Pomijając już inne metody dowodzenia warto zwrócić uwagę na postulat Poppera. Wyprowadził on wniosek, że za naukową można uznać taką hipotezę, którą potencjalnie można obalić. Proces negowania hipotez naukowych nazwany został falsyfikacją, a za naukową przez Poppera została uznana tylko taka teza, która można sfalsyfikować. Do tego zaś jest konieczne przyjęcie pewnych aksjomatów, które pozwolą utrzymać warunek ceteris paribus. Na tym gruncie nauka jawi się nam jako ciąg ustawicznie stawianych hipotez, które są naukowe do czasu ich sfalsyfikowania. Hipotezy powinny być bardzo śmiałe i zawierać jak najwięcej konkretnych treści, gdyż to pozwoli na ich wcześniejsze sfalsyfikowanie i postawienie nowych w oparciu o uzyskaną wiedzę. Sfalsyfikowana hipoteza staje się hipotezę błędną. Zatem zgodnie z postulatem Poppera „teoria może być naukowa nawet wtedy, gdy ani odrobina danych doświadczalnych nie przemawia na jej korzyść, a może być pseudonaukowa nawet wtedy, gdy wszystkie dostępne dane za nią przemawiają. To znaczy, że naukowy bądź nienaukowy charakter teorii ustalony być może niezależnie od faktów. Teoria jest naukowa, jeśli jesteśmy gotowi z góry określić eksperyment rozstrzygający (lub obserwację), który może ją sfalsyfikować, a jest pseudonaukowa, jeśli odmawiamy określenia takiego potencjalnego falsyfikatora” [7].

Czy zatem kryterium falsyfikowalności Poppera jest właściwym rozwiązaniem problemu odróżnienia nauki od pseudonauki? Zdaniem Lakatosa nie. Popperowskie kryterium ignoruje bowiem zastanawiającą trwałość teorii naukowych. Teoria grawitacji Newtona, teoria względności Einsteina, i inne teorie naukowe są w swojej istocie programami badawczymi, które stanowią pewien rdzeń obwarowany hipotezami pomocniczymi. „Na przykład, jeśli planeta nie porusza się dokładnie tak, jak powinna, naukowiec newtonowski sprawdza swe przypuszczenia dotyczące załamania promieni w atmosferze, dotyczące rozchodzenia się światła w burzach magnetycznych i setki innych przypuszczeń stanowiących części jego programu. Może nawet wymyślić nieznaną dotąd planetę i obliczyć jej położenie, masę i prędkość, by wyjaśnić ową anomalię” [8].


Oczywiście takie zdefiniowanie nauki nie jest w żadnym razie wyczerpujące. Ma za zadanie jedynie wykazać, że samo pojęcie naukowości nie jest pojęciem tak łatwym do zdefiniowania, a to ma znaczenie w poszukiwaniu odpowiedzi na związki astrologii z nauką. Lakatos zauważa, że „problem odróżnienia nauki od pseudonauki ma poważne implikacje również dla instytucjonalizacji krytyki. Teoria Kopernika została zakazana przez Kościół katolicki w 1616 r. ponieważ, jak stwierdzono, była pseudonaukowa. Została zdjęta z indeksu w 1820 r., ponieważ do tego czasu Kościół uznał, że fakty jej dowiodły, a zatem stała się naukowa. Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego zadekretował w 1949 r., że genetyka Mendla jest pseudonaukowa, a jej obrońców, takich jak akademik Wawiłow, zabito w obozach koncentracyjnych; po zamordowaniu Wawiłowa genetyka Mendlowska została zrehabilitowana; ale prawo Partii do decydowania, co jest naukowe i publikowalne, a co pseudonaukowe i karalne, zostało utrzymane w mocy. Nowe liberalne organizacje rządowe Zachodu również korzystają z prawa do odmowy wolności słowa temu, co uważają za pseudonaukę, jak to widzieliśmy w przypadku debaty na temat związku rasy i inteligencji. Wszystkie te osądy były nieuchronnie oparte na pewnego rodzaju kryterium demarkacji [9]. Oto dlaczego problem odróżniania nauki od pseudonauki nie jest pseudoproblemem gabinetowych filozofów: ma on poważne implikacje etyczne i polityczne” [10].
Jak zatem postrzegana jest astrologia w świecie naukowców? Praktykowana od tysiącleci była obecna także na uniwersytetach od początku ich powstawania. Zaczęła się wycofywać z kręgów uniwersyteckich około dwieście lat temu. Ostatnio wydaje się ponownie nieśmiało pukać do sal wykładowych, niekiedy pod zmienionymi nazwami, np. kosmobiologia. Obserwuje się postępujący proces unaukowienia tej dziedziny. Poddawana jest – chociaż wciąż na niewielką skalę – próbie statystyki. Organizowane są coraz liczniej różnego rodzaju konferencje starające się czy to zderzyć czy też pogodzić astrologię z nauką. Przykładem niech będzie choćby konferencja astrologiczna, która odbyła się w grudniu 2007 r. z inicjatywy Pracowni Historii Duchowości AGH i Biblioteki Wojewódzkiej w Krakowie, gdzie po stronie naukowców prelegentem była m.in. dr Izabela Trzcińska, po stronie astrologów choćby Wojciech Jóźwiak, gdzieś pomiędzy absolwent religioznawstwa – astrolog i tarocista Piotr Gibaszewski, żeby nie pominąć jeszcze organizatora całej imprezy - byłego pracownika Instytutu Religioznawstwa UJ a obecnie Kierownika Pracowni Historii Duchowości AGH – dra Zbigniewa Paska. Nie mniej jednak opinie o astrologii w świecie nauki są dosyć jednoznaczne i zdecydowanie negatywne. Przytaczanych jest wiele argumentów. Pozwolę sobie wybrać dla przykładu kilka z nich.
Zarzuca się astrologii, że posługuje się geocentryczną wizja Kosmosu. Ten dosyć rozpowszechniony zarzut z punktu widzenia astrologów nie zasługuje na większą uwagę. Astrologia posługując się takim schematem nie zaprzecza heliocentryzmowi. Astrologowie podkreślają, że astronomia stanowi dla nich co najwyżej naukę pomocniczą, która daje im precyzyjne dane konieczne do wykreślenia kosmogramu. Ten zaś astrologia traktuje tylko jako pewne narzędzie. „Astrologia nie mówi nam o tym, jak powstają zdarzenia, podobnie jak zegar wybijający południe nie tłumaczy, dlaczego lub jak powstaje uczucie głodu w świadomości człowieka nawykłego do posiłków o tej samej porze. Astrologia jest raczej studium tego, jak Ziemia współdziała ze swoim kosmicznym środowiskiem, jest też symbolicznym językiem matematycznej psychologii bazującej na obliczeniach astronomicznych” [11]. Dlatego zwracanie się o opinię na temat naukowości astrologii do astronomów, sami astrologowie uważają za absurdalne. Współcześni astrologowie chcą raczej zwracać uwagę na to, „że wśród cech
genetycznie uwarunkowanych znajduje się również uwrażliwienie młodego organizmu na kosmiczne rytmy czasu. Hormonalny sygnał początku akcji porodowej wychodzi od dziecka - noworodek o tym decyduje, nie matka, i dziecko rodząc się trafia w pewną fazę któregoś z planetarnych rytmów. Ta faza nie jest przypadkowa - jest skorelowana z całym przeglądem psychicznych cech” [12].
Kolejnym przykładem zarzutu jest twierdzenie, że odległość ziemi od ciał niebieskich jest tak duża, że nie może mieć takiego wpływu na ludzi jakie przypisują im astrologowie. Poza tym nie ma sensu dopatrywać się w ciałach niebieskich jakiejś nadnaturalnej mocy, gdyż są zwykłymi materialnymi tworami zwykle zbudowanymi ze skał lub gazów. Na taki zarzut astrologia odpowiada zwróceniem uwagi na to, że po pierwsze poważny astrolog nie postrzega wpływu planet na ludzkie życie w jakiś nadprzyrodzony sposób, a pod wtóre argument, że układ planetarny składa się tylko z ciał, które są tylko skałami, gazami czy bryłami lodu może mieć taką samą wartość jak stwierdzenie, że człowiek jest sumą związków chemicznych. Bo dla astrologów najważniejsze jest doszukiwanie się powiązań między pewną sensownością Kosmosu i szukaniem jej odpowiednika w ludzkiej egzystencji. Jest to poszukiwanie bliższe filozofii niż astronomii i innych naukom.
Zarzuca się też astrologii, że odkryte nowe planet: Uran. Neptun i Pluton (obecnie zresztą już nie uznawany za planetę) rozbiły starożytny system astrologiczny. Zarzut jest o tyle poważny, że dotychczas astrologia nie uporała i nie mogła do końca uporać się z problemem zaadaptowania nowych planet do dotychczasowej tradycji. Większość astrologów – pewnie z tego powodu – przypisuje im niewielkie znaczenie w analizie. Prawdą jest jednak to, że planety te niezwykle wolno poruszają się po zodiaku. O ile cykl Saturna trwa około 29 lat i zakłada się, że każdy w życiu może z łatwością zaobserwować cykliczność zdarzeń z tym związanych o tyle dla cykl Urana trwa ponad 80 lat, a dla Neptuna ponad 160 lat. Zdaniem astrologów nastręcza to trudności w obserwowaniu wpływu tych ciał. Astrologia stara się odnajdywać znaczenia tych planet w analizowaniu historii krajów i narodów, a także w różnicach między pokoleniami.
Nie mniej poważnym zarzutem jest fakt, że astrologia opiera się na nieistniejącym zodiaku, który nie uwzględnia precesji punktów równonocy i wynikającej z tego różnicy między zodiakiem zwrotnikowym (tropikalnym) i gwiazdowym. Jednak i tutaj astrologowie zwracają uwagę na to, że zodiak jest tylko pewnym narzędziem do mierzenia i badania prawidłowości zjawisk na świecie. Zodiakalny znak tylko obrazuje w pewnej konwencji prawa rządzące tą cyklicznością. Zodiak zaczyna się od zrównania dnia z nocą na początku wiosny i niezmiennie nie zależy od precesji punktów równonocy.
Kolejnym ciekawym zarzutem w kierunku astrologii jest genetyka, która stwierdza, że cały materiał genetyczny otrzymujemy w chwili poczęcia, a moment urodzenia, który stanowi podstawę sporządzenia kosmogramu – trudno uznać za istotny. Prawdą jest jednak też i to, że bodziec do porodu wychodzi od płodu, a nie z organizmu matki. Wyposażony genetycznie płód wydaje się niejako wiedzieć kiedy ma zainicjować akcje porodową. Astrologia dopatruje się w tym pewnej mądrości i sensowności natury, która gwarantuje, że płód jakby we właściwym momencie przez urodzenie „wstrzeliwuje” się w taki a nie inny moment zegara astrologicznego. Nie wiadomo na ile skutecznie to tłumaczy porody przedwczesne czy tez prowokowane, z którymi astrologowie mają nie mały problem.
Autorzy Mandali życia cytują opinię prof. J. Allena Hyneka – dziekana Wydziału Astronomii Uniwersytetu Northwestern w Illinois: „Jest sprawą ważną, aby twierdzenia astrologów poddane zostały naukowemu sprawdzianowi. Nie mogę się zgodzić, z tymi naukowcami, którzy głoszą ich fałszywość na czysto autorytatywnym gruncie. Odwoływanie się wyłącznie do własnego autorytetu nie stanowi metody naukowej i społeczeństwu nie należy wmawiać, że jest inaczej” [13]. Podobnie John O’Neils – były kierownik działu naukowego New York Timesa i laureata nagrody Pulitzera stwierdza, że „atak na astrologię bez uprzednich i głębokich studiów przeprowadzanych przez kompetentna osobę należy uznać za bardzo wsteczną praktykę, odpowiadająca polowaniu na czarownice oraz za symptom profesjonalnej paranoi” [14].
Tutaj zbliżamy się do sedna problemu. Tego na ile słuszny staje się zarzut, że astrologia dotychczas nie została potwierdzona naukowo. Zgodnie z postulatem Poppera hipotezy astrologiczne powinny zostać poddane próbie falsyfikacji. Czy da się to zrobić? Podejmowane były próby poddania astrologii weryfikacji statystycznej. W 1977 r. brytyjski astrolog Jeff Mayo wraz z wybitnym psychologiem H. J. Eysenckiem przeprowadzili badania na próbie 2.323 osób. Badania wykonano kwestionariuszem osobowości Eysencka. Miały one na celu zbadanie czy osoby spod znaków uznawanych za ekstrawertywne i introwertywne faktycznie wykazują takie skłonności. Wyniki okazały się statystycznie znaczące i zgodne z tradycja astrologiczną. Nie można pominąć badan statystycznych przeprowadzonych na wielka skalę przez Michaela Gauquelina. „Najbardziej spektakularny wynik, jaki uzyskał, był taki, że wśród mistrzów sportu, to znaczy wśród sportowców, którzy osiągnęli znaczące wyniki w swoich konkurencjach, występuje […] statystycznie ogromna, to znaczy nieprawdopodobna z punktu widzenia zwykłego przypadku, przewaga ludzi, którzy mają Marsa w pobliżu jednej z osi horoskopu, zwłaszcza Marsa górującego, albo Marsa wschodzącego. Ludzie z wyróżnionym Marsem nieproporcjonalnie często zdarzają się pośród mistrzów sportu.
Te badania były starannie analizowane, również przez wielu sceptyków i niedowiarków, i błędów nie znaleziono” [15]. Jako statystyk z Sorbony i badacz spoza kręgu astrologicznego Gauquelin wykazał, że istnieje związek między pozycjami pewnych planet w momencie urodzenia a zawodem obranym w późniejszym życiu. „Gauquelin wyodrębnił wyraziste psychologiczne typy ludzi urodzonych przy dominujących pozycjach niektórych planet: Jowisza, Saturna, Marsa, Księżyca i Wenus. Analiza wyników jego prac długo jeszcze pozostanie wielkim źródłem inspiracji dla astrologów, potwierdził on bowiem pewne stare twierdzenia (jak te o związku Saturna z logiką i nauką, a Wenus z wrażliwością na piękno), ale zarazem odkrył prawidłowości wcześniej astrologom nie znane - jak choćby to, że trzeba zwracać uwagę na planety pozostające w pobliżu osi poziomej (ascendent-descendent) i pionowej (medium coeli - imum coeli), co burzy stary porządek związany z domami horoskopu” [16]. Jego badania okazały się najbardziej znaczące dla nurtu astrologii humanistycznej, która pod ich wpływem zaczęła nieśmiało modyfikować dotychczasowe dogmaty i po dziś dzień próbuje je zaadaptować wyniki badań do dotychczasowej tradycji astrologicznej. Zaowocowało to choćby krytyką dotychczasowych domów astrologicznych, które przez nielicznych astrologów są zastępowane ósmymi częściami wyznaczanymi przez osie kosmogramu i cykle Saturna. Zarzut o tym, astrologicznych twierdzeń nie da się zweryfikować naukowo jest o tyle słuszny, że podejmowano bardzo nieliczne próby. Na pewno nie można stwierdzić, że zostały one przeprowadzone i dały wynik negatywny. Jedno z nich zostało przeprowadzone na 2.100 parach osób urodzonych między 3 a 9 marca 1958 r. w Londynie. [17]. Ich wyniki okazały się jednoznacznie negatywne dla astrologii. To jednak – zgodnie z popperowskim postulatem – paradoksalnie dawałoby podstawy do traktowania astrologii jako nauki. Wielki polski entuzjasta Gauquelina – astrolog Wojciech Jóźwiak stwierdza: „Nie słyszałem, żeby pod ciężarem wyników Gauquelina astrologowie zrezygnowali z czegokolwiek ze swojego dotychczasowego pojęciowego instrumentarium. Nie odrzucili ani wpływów Słońca czy Merkurego, ani nie przestroili swoich domów, ani nie zwątpili w znaki zodiaku (chociaż chyba wszystkie próby statystycznego stwierdzenia działania znaków były albo negatywne, albo błędnie wykonane, i nie tylko Gauquelin się statystycznie nad zodiakiem pastwił), ani nie zaprzestali rysowania aspektów. Również teoretyczne rozważania Gauquelina o związkach urodzeń pod planetami z genetyką, o kosmicznych zegarach i planetach-położnych, spłynęły po astrologach niby po gęsiach poranna rosa” [18].
Najtrafniejszym zarzutem wydaje się być jednak fakt, że astrologia korzystając z nauk pomocniczych takich jak astronomia wykorzystuje dane wyjściowe do precyzyjnego obliczania kosmogramu. Ten zaś następnie jest interpretowany w sposób na tyle dowolny, że trudno dokonać ich weryfikacji naukowej czy falsyfikacji. „W każdym horoskopie zawarta jest duża ilość zmiennych, powiązanych wzajemnie i praktycznie nierozdzielnych. Współczesne metody statystyczne nie pozwalają na badanie takiej liczby czynników jednocześnie, a rozpatrywanie jednej lub nawet kilku zmiennych praktycznie mija się z celem” [19]. W takim świetle astrologia jawi się bardziej jako pewien specyficzny rodzaj sztuki niż nauka. Tak też zwykle postrzegają ją sami astrologowie.
Zapewne nie ma o co się spierać. Trudno astrologię na obecnym etapie uznać za naukę. Całość problemu zasadza się na różnych paradygmatach. Trudno stracić z oczu fakt, że „wielka popularność astrologii jest po części wynikiem jej symbolicznego i nienaukowego charakteru” [20].

[1] W. Jóźwiak, Astrologia na progu nauki. Referat wygłoszony 9 marca 1999 w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie, [w:] www.taraka.pl/index.php?id=naprogu.htm [odczyt:13 marca 2008r.].
[2] I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, Warszawa 1995, s. 352-362.
[3] J. Cachro, Dlaczego astrologia jest pseudonauką, [w:] A. Grobler, Metodologia nauk, Kraków 2006, s. 312.
[4] R. T. Prinke, L. Werez, Mandala życia. Astrologia – mity i rzeczywistość, t.1, Poznań 1982, s. 31.
[5] P. Medawar, Theocharis and Psimpoulos, 1987, s. 595; [za:] bezdogmatu.webpark.pl/schick34.htm, [odczyt: 13 marca 2008 r.].
[6] I. Lakatos, dz. cyt.
[7] I. Lakatos, dz. cyt.
[8] Tamże.
[9] Demarkacja – rozgraniczenie, wyznaczenie granic. W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem. Warszawa 2000, s. 116.
[10] Tamże.
[11] R. T. Prinke, L. Werez, dz. cyt., s. 31.
[12] W. Jóźwiak, Astrologia jako nauka ścisła, [w:] taraka.pl/index.php?id=strenge.htm, [odczyt: 13 marca 2008r.].
[13] R. T. Prinke, L. Werez, dz. cyt., s. 27.
[14] Tamże.
[15] W. Jóźwiak, Astrologia na progu nauki, dz. cyt.
[16[ W. Jóźwiak, Astrologia jako nauka ścisła, dz. cyt.
[17] G. Dean, I. W. Kelly, Is Astrology Relevalant to Consciiousness and PSI?, [w:] „Journal of Consciousness Studies” 2003 r., Nr 6-7, s. 187-190; [za:] J. Cachro, d.cyt., s. 313.
[18] W. Jóźwiak, Newtonowski młot na astrologię, [w:] taraka.pl/index.php?id=astrostaranowa.htm, [odczyt: 13.03.2008r.].
[19] R. T. Prinke, L. Werez, dz. cyt., t.2, s. 87.
[20] Tamże, s. 100.
top